Dawno temu, w którymś z wpisów podsumowujących dany miesiąc, wspominałam o moim postanowieniu dotyczącym moich odwiedzin biblioteki miejskiej. Gwoli przypomnienia wyjaśnię, że chodziło o to, że mam w domu tyle nieprzeczytanych książek, że na chwilę obecną wypożyczanie ich z wyżej wymienionej po prostu mija się z celem. Co prawda raz na jakiś czas tam zaglądałam, by oddać jakieś książki, których nie miałam w planach już czytać i tylko zabierały mi cenne miejsce na półkach. Ale tym razem coś mnie podkusiło i... wypożyczyłam jedno tomiszcze (dodam, że wypatrzyłam całe mnóstwo innych, które chciałabym przeczytać, ale po co kusić los?). Oczywiście w związku z wprowadzeniem plastików musiałam się na nowo rejestrować, a co za tym idzie zniknęła cała moja piękna czytelnicza historia... No ale trudno się mówi. Teraz mam plastik i mogę szpanować ;)
I po tym jakże akuratnym wstępie przechodzę do zaprezentowania moich styczniowych zdobyczy.